Mistrzostwa Europy w Moto Gymkhanie 2022 – najmocniej obstawiona impreza tego typu w Europie. Odkąd zacząłem „zawodniczo” interesować się startami w zawodach Gymkhana, myśl żeby wziąć udział w takiej imprezie gdzieś tam kołatała się w mojej głowie. W 2020 roku miejscem zawodów miała być Ryga. Nie odważyłem się na zgłoszenie swojego udziału. Uznałem, że za mało potrafię, a sam wyjazd to spore logistyczne przedsięwzięcie z racji odległości. Z powodu pandemii impreza odbyła się w formule online, a zawody przesunięto na rok 2021. To następny pandemiczny rok i znowu formuła zawodów online. W końcu wczesną wiosną zaczęły pojawiać się informacje, że z racji sytuacji geopolitycznej impreza w roku 2022 ma zostać przeniesiona z Łotwy do Niemiec. I tutaj już zapadła decyzja, że w którym miejscu Niemiec to by nie było – JADĘ! Jako docelową miejscówkę wybrano ogromny plac na padoku toru Nurburgring. Dystans 800km spokojnie do przeskoczenia w jeden dzień, bezpłatne autostrady i lokalizacja w centrum Europy. Wiedziałem, że zjadą się najsilniejsi zawodnicy.
Zawody zaplanowano na 2 i 3 lipca 2022 (sobota i niedziela). W Sobotę trening dla startujących zawodników a w niedziele konkurs główny. Dodatkowym plusem był też fakt zorganizowania w piątek 30 czerwca treningu otwartego Mistrzostwa Europy w tym samy miejscu, więc mamy 2 dni treningu i zawody. Ta sama miejscówka w bardzo podobnej obsadzie i z dużym rozmachem. Musiałem z tego skorzystać. Zapisałem się na oba eventy, co było strzałem w 10tkę.
Dzień treningowy zaczął się od podpisania oświadczenia na temat odpowiedzialności i świadomości ryzyka udziału w takiej imprezie. Każdy dostał przydział do jednej z 3 grup zaawansowania. Jazda odbywała się na trasie w zamkniętej pętli, więc dużo wydajniej się trenuje, jeśli zawodnicy są na zbliżonym poziomie umiejętności. A w tej kwestii rozrzut był bardzo duży. Udział brał zarówno aktualny ME, jak i zawodnicy, którzy niedawno zaczęli przygodę. Sesje po 20 minut pozwalały też tym z niższych grup podpatrzeć technikę tych najlepszych. To może być bardzo pouczające doświadczenie. Można było też osobiście dopytać o jakieś szczegóły, czy poprosić o radę co do swojej jazdy.
Sobota była dniem treningu przed konkursem ME. Tutaj brali już udział tylko zawodnicy, którzy zadeklarowali start w zawodach. Zawodnicy zostali podzieleni na 4 grupy wg przydzielonych numerów startowych. Ustawiona trasa tradycyjne w pętli, ale już znacznie węższa i trudniejsza do pokonania. Wymagała więcej wysiłku od kierującego i jazdy z pełną koncentracją. Sesje trwały po 15 minut i po tym kwadransie naprawdę chciało się odpocząć. Zawodnicy mieli już motocykle z nalepionymi numerami startowymi i jadąc za kimś widziałeś, czy to zawodnik rozstawiony wyżej czy niżej od ciebie. Pojawił się więc pierwszy przedsmak rywalizacji. Albo komuś uciekasz, albo kogoś gonisz. 😉 W ostrej jeździe pomagał bardzo dobry asfalt. Czysty i przyczepny. Większość zawodników grzała opony kocami, ale jako że regulamin polskiej Gymkhany nie dopuszcza takich udogodnień, polegałem na słoneczku i rozgrzewaniu opon na trasie stopniując ich obciążenie. Niestety opony wtedy dostają troszkę mocniej w kość, co skutkuje ich większym zużyciem. Pod koniec drugiego dnia treningowego zaczynałem się zastanawiać, czy będę miał na czym pojechać w zawodach, ale w sumie nie było tak źle.
Nadszedł ten dzień! Budzik ustawiony na 7:00, lekkie śniadanie, pakowanie się z miejsca noclegu i wyjazd na zawody. Raptem 10 minut jazdy, ale w autku cisza i skupienie. Pojawia się pierwsze uczucie zdenerwowania-podniecenia. Jaka będzie trasa? Czy będą elementy opcjonalne i czy dobrze ocenie dobór nitki przejazdu? Pojechać na maksa, czy ciut zachowawczo, żeby bez upadku zaliczyć chociaż jeden przejazd i być w ogóle klasyfikowanym? Czy w stresie nie pomylę trasy? To tylko mała część zestawu pytań kołatających się w głowie zawodnika. Sporo przygotowań, treningu, kawał drogi do przejechania, więc warto by to jakoś ogarnąć na miarę swoich możliwości. Na padoku ruch. Szykowanie motocykli, dolewanie paliwa, sprawdzanie ciśnienia. Kolega ze Słowenii zaprasza na kawę po turecku, którą właśnie przygotowuje, a ja i bez tego nie mogę ustać w jednym miejscu. Punktualnie o 10:00 krótkie wprowadzenie do zawodów z ust holenderskiego sędziego i rozdanie mapy trasy. Oceniam na szybko jej długość na 1:15 i jestem zaskoczony, że jest tak krótka. Spodziewałem się czegoś w okolicy 2 minut, tym bardziej, że była zapowiedź wpuszczania 2 zawodników jednocześnie i trasę zaprojektował japoński zawodnik. Wygląda na szybką, nie ma ciasnych figur, w których mój motocykl czuje się bardzo dobrze, więc ponad stukonne CBRki będą mogły rozwinąć skrzydła. No cóż, przecież nikt mi nie bronił jeździć CBRą 600RR, a nie bidulką MT-07. 😉
Start odbywał się w odwrotnej kolejności do przyznanych przez organizatora numerów startowych. Zaczynali zawodnicy teoretycznie najwolniejsi, a kończył aktualny ME. Drugi przejazd w identycznej kolejności bez względu na uzyskany wynik w pierwszym kole. Przydzielono mi zaskakująco wysoki numer startowy „6” na 61 zgłoszonych zawodników. Od razu pojawiła się obawa, że to nieco na wyrost, że nie dam rady żadnym sposobem go utrzymać. Wolę raczej start z pozycji „czarnego konia” niż kogoś, kogo z satysfakcją należy pobić na trasie. Udane starty w zawodach online to jednak coś innego niż ściganie się na trasie, którą można przejechać tylko dwa razy.
Na zapoznanie się z trasą wyznaczono 45 minut. Sama trasa dosyć intuicyjna, podzielona na wyraźne sekcje, ale aż z trzema figurami z opcjonalną nitką przejazdu. Trzeba było się zdecydować jak jesteś w stanie pojechać to najszybciej i wg tej oceny nauczyć się trasy.
Organizację samych zawodów mogę uznać za wręcz wzorową. Wyraźne sekcje rozgrzewkowe, gdzie jednocześnie rozgrzewało się 6 zawodników, którzy będą najszybciej startowali i wolontariusze, w miarę kolejnych wypuszczanych zawodników, przesuwali nas na stanowiska rozgrzewkowe coraz bliżej startu. Na trasie slalomu jeździło 4 zawodników. Dwie ostatnie sekcje to indywidualne stanowiska 8GP, z których sędzia przywoływał swoim gwizdkiem do bramki startowej. Należy wspomnieć, że jednym z sędziów na trasie był nasz rodowity polski sędzia (pije mleko, słucha Chopina) Filip. Pilnie podglądał organizatorów, więc pewnie są to jakieś wstępne przymiarki do organizacji ME w Polsce. Taką mam przynajmniej nadzieję. Na starcie stanęło finalnie 60 zawodników, w tym 3 zawodników z Polski.
Pierwszy przejazd pojechałem dobrze. Stresik przedstartowy puścił zaraz po wyjechaniu na trasę. Byłem skoncentrowany, pamiętałem trasę i realizowałem to, co ułożyłem sobie w głowie podczas zapoznawania się z trasą. Zostawiłem tylko niewielki margines na ewentualną poprawę w drugim przejeździe, uznając za priorytet zakończenie przejazdu bez punktów karnych lub jakiejś wywrotki. Po pierwszym kole zakończyłem na bardzo dobrej 5 pozycji! Zacząłem nieco bardziej ufać swoim możliwościom i pełen nadziei podszedłem do drugiego koła. Założeniem było chociaż troszkę poprawić czas, żeby powalczyć z najlepszymi. Sama jazda była już więc bardziej odważna. Czułem, że idzie dobrze i że poprawiłem się w kilku elementach, chociaż bramę pojechałem raczej nieco wolniej zmieniając technikę z „owalu” na „ósemkę”. Finalnie powinno być więc super! Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że drugi przejazd miałem o około 2 sekundy wolniejszy! No cóż, czasami się tylko wydaje, że jedziesz szybciej. Do wyniku końcowego liczy się lepszy czas, a więc w moim przypadku ten z pierwszego przejazdu, co finalnie dało mi 6 miejsce (zgodne z moim numerem startowym z rozstawienia). Przeskoczył mnie zawodnik z Czech, który drugim przejazdem zgrabnie wskoczył na najniższy stopień podium sprawiając, że nie było ono tylko holenderskie. Mieliśmy swoje własne „porachunki” z Czeskich zawodów, więc jego rewanż uznałem za bardzo udany i szczerze pogratulowałem. Tego dnia był po prostu szybszy.
Generalnie ze startu jestem bardzo zadowolony, tym bardziej, że był to mój pierwszy udział w imprezie takiej klasy. Poznałem osobiście wielu zawodników, z którymi do tej pory znałem się tylko przez FB i wspólnych startów w zawodach online. Świetna atmosfera, porady co do sprzętu i stylu jazdy i ogólna życzliwość wszystkich dla siebie nawzajem sprawiły, że chyba nikt nie czuł się tam źle, co było widać po uśmiechniętych twarzach. Organizatorzy zaprosili też w wieczór przed zawodami wszystkich zawodników na wieczornego grilla integracyjnego. Wspólne spożywanie posiłku przy „ogniu” (nawet zapijanego samą tylko Pepsi) stanowi jakąś pierwotną formę integracji grupy ludzi. Był to bardzo miło spędzony czas. W międzyczasie dowiedziałem się też od Filipa, jaka była przyczyna mojego słabego wyniku w drugim przejeździe. W jego sekcji zamiast zrobić na figurze nawrotkę 270* dołożyłem sobie dodatkowo pełną rotację. Potwierdziła to analiza nagrań z przejazdów. Dołączyłem więc do zacnego grona zawodników „a mogłem być czwarty”, bo taki czas byłem w stanie zrobić. To oczywiście tylko „gdybanie”, ale niedosyt mały pozostał. Jak to mówią „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Przed zawodami marzeniem było utrzymanie 6 miejsca. Jest więc silna motywacja do dalszych treningów.
Pełna tabela wyników na stronie czeskiej:
https://gymkhana.cz/moto/motoslalom/zavod/156
Teraz jeszcze kilka słów o kosztach całej „wyprawy”. Udział w treningu piątkowym to kwota 40E, a trening i start w ME to 100E. Transport samochodem z dwoma zawodnikami + przyczepa na 2 motocykle to 200E, a więc po 100E na jednego. Koszt wynajęcia mieszkania dla 2 osób na 3 noce 10km od toru to sumarycznie 165E. Dodatkowe wydatki na miejscu około 50E. Sumaryczna kwota 475E na jedna osobę za 2 dni zorganizowanego treningu ze świetnymi zawodnikami + udział w zawodach. Czy to dużo? Dla mnie było to jak najbardziej do zaakceptowania.
Chciałem też podziękować Zbyszkowi za sponsorowanie kompletu opon na tą wyprawę. Firmowy uniform ADV Academy prowokował pytania w stylu: „czy to moja szkoła jazdy?”. Odpowiadałem, że nie, że tylko działam tam jako pomagający instruktor i że ci najlepsi instruktorzy nie mogli przyjechać, bo prowadzą szkolenia, a mnie, jako rezerwowego, wysłano na te zawody. Kręcili głową z uznaniem, więc fama poszła w świat! 🙂
Jeśli kiedykolwiek podobne zawody będą w moim zasięgu logistycznym wezmę udział w nich na pewno. Polecam też każdemu gymkhanerowi otarcie się o tego typu imprezę. Niekoniecznie trzeba mieć fenomenalne umiejętności, a wiele można się nauczyć. Zarówno o technice jazdy jak i podpatrzeć to i owo w sprzęcie.
Piotr Szkut (PYXIS)
Po pierwsze – czytam Chopina, Sienkiewicza gram! Ja nie cham!
Po drugie – regulamin polskich zawodów nic nie mówi o kocach! Są one dozwolone, proszę nie tworzyć mitów! (Mit prawdopodobnie wzięty z niedopuszczania niehomologowanych na drogę opon typu slick…)